Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/136

Ta strona została przepisana.

wzruszając ramionami. Oh! prawdziwie nieszczęśliwi, dodała. Lecz pójdź pan za mną, panie baronie.

XXI.

Croix-Dieu przeszedłszy wyż opisany salon, napełniony ciężką atmosferą winnego alkoholu z cierpką wonią cygar, przestąpił próg buduaru, gdzie na białym marmurowym kominku palił się ogień.
— Idę obudzić panią, wyrzekła służąca, ale uprzedzam, że nie pokaże się ona bez podmalowania. Będziesz pan musiał czekać z jakie pół godziny. Oto dzienniki, kawa i likiery stoją na konsoli obok pudełka z cygarami. Uprzyjemniaj pan czas sobie.
— Cygańska gościnność, wyszepnął Croix-Dieu z uśmiechem. Proś przynajmniej swą panią, by się pospieszyła. Nie mam czasu na długie oczekiwanie.
Pokojówka odeszła, a po kwadransie Regina Grandchamps, ukazała się we drzwiach buduaru, zasępiona, źle uczesana, przyodziana widocznie w pośpiechu błękitnym peniuarem naszytym posrebrzanemi galonami.
Gdy pani Blanka Gavard mówiła o Reginie: „To potwór“ Croix-Dieu słusznie jej odpowiedział: Potwór ale „ładny.“
Regina Grandchamps nie była piękną, lecz posiadała w najwyższym stopniu ów powab, drażniący zmysły, owe faliste ruchy węża, ów wdzięk szatański, ten szyk podstępny, jaki niektóre tego rodzaju córy Paryża czynią stokroć razy więcej pociągającemi i niebezpiecznemi od wszelkich Wenus mitologicznych Olimpu. Regina miała dwadzieścia pięć lat. Szczupła, wysokiego wzrostu,