myśl zamieniania tego rodzaju kokoty w hrabinę Tréjan, za pomocą praw legalnych. Trzymał się bacznie na stanowisku, czując, że w tak niebezpiecznem sam na sam nie znalazł przyjemności, jaką sobie obiecywał.
Jerzy podejrzewał zasadzkę i mówił sobie, że Fanny, odgadłszy budzącą się w nim miłość, a licząc na jego prawość charakteru uwieść go postanowiła, zawrócić mu głowę, a doprowadziwszy go do szału wydobyć z niego obietnicę małżeństwa, której dopełnienia żądałaby w jak najkrótszym czasie.
Artysta więc postanowił czuwać bacznie nad sobą i w niebezpiecznem tyle spotkaniu zachować wszelką przytomność umysłu, jakaby mu niedozwoliła wyrzec jednego niepozornego, lub wikłającego go w dwuznaczną sytuację wyrazu.
Mimo to wszystko, żywo odczute wrażenie Jerzego widocznem było na jego twarzy na której Fanny Lambert, z rozkoszą czytała, jak w otwartej księdze, śledząc, co się dzieje w duszy tego młodego człowieka. Przygryzała sobie usta, aby nie wybuchnąć śmiechem, patrząc jak biedak walczy celem wydobycia się z kłopotliwego położenia, a dlatego aby rozproszyć jego obawy i uśpić podejrzenia wprowadziła rozmowę na grunt uspokajający.
— Drogi artysto, mówiła, odebrawszy mój mały bilecik, w którym tak niedyskretnie zawezwałam cię do siebie, odrywając może od pracy lub jakiej zabawy, co pomyślałeś o moim egoizmie?
— Uczułem się bardzo szczęśliwym, rzekł Jerzy, iż potrzebując rady, zażądałaś jej pani odemnie.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/146
Ta strona została przepisana.