Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/166

Ta strona została przepisana.

dobrze, iż najlichsza z komedjantek przez to samo, że należy do teatru, stawianą jest na piedestale. Bardzo wiele listów mi nadsyłano, lecz darłam je, nie czytając. Czyniono mi gorące oświadczenia miłości, wszak miałam swój właściwy sposób poskramiania wzrokiem niedyskretnych amantów, jaki mroził im słowa na ustach Nie było w tem przesadzonej pruderji z mej strony, lecz jakaś niechęć, czyli niesmak raczej. Obyczaje, sposób prowadzenia rozmowy przez niektóre z mych towarzyszek, wstręt we mnie budziły. Żałowałam je, iż zapominały o swej kobiecej godności. Byłam, powtarzam ci, najzupełniej uczciwą, czego nie liczę sobie za zasługę bynajmniej. Szłam za głosem natury, bez wysileń i walki.
W dniach, w których nie grał w operze ojciec, przychodził po mnie po ukończonem przedstawieniu. Gdy obowiązek przykuwał go do orkiestry, wracałam sama, oczekiwałam na niego i razem spożywaliśmy naszą skromną wieczerzę. Szczupła ma pensja, dołączona do jego zarobku, wystarczała w zupełności na nasze utrzymanie. Byliśmy zupełnie szczęśliwymi.
To nasze szczęście o jakiem wspomniałam, zbyt było wielkiem, ażeby trwałem być mogło. Cios straszny miał wkrótce we mnie uderzyć i nieraz zapytuję siebie jak przetrwać zdołałam coś podobnego!
Mój ojciec był człowiekiem wątłego organizmu, lecz jego zdrowie mimo to nie nasuwało żadnych obaw. Niepomnę by kiedykolwiek chorował. Pewnego wieczora, mimo że wolnym był od orkiestrowych obowiązków bo w dniu tym nie grano opery, nie przyszedł po mnie do teatru. Po raz pierwszy zdarzyło się coś podobnego.