Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/179

Ta strona została przepisana.

niezmiernie ostry, kończaty. To piękne cacko było moją własnością. Nosiłam go przy sobie bezustannie. W dzień idąc do teatru, w nocy, wracając do domu, miałam go w kieszeni mego ubrania. W nocy przed zaśnięciem, kładłam go pod poduszkę, przekonawszy się, iż łatwo z pochwy wydostawać się dawał, i dzięki temu wiernemu przyjacielowi, nie obawiałam się już nikogo.
Po zaprowadzeniu tych ostrożności, zdarzyło się to, co zwykle następuje w życiu, to jest, iż okazały się one całkiem bezpotrzebnemi. Książę Aleosco, którego przez cały tydzień spotykałam bezustannie i widywałam co wieczór siedzącego w swej loży, znikł nagle. Mówiono za kulisami iż wezwany w nowej misji dyplomatycznej wyjechał chwilowo. Jakaż rozkosz! jaka ulga dla mnie! Odetchnęłam pełnemi płucami!

XXVIII.

Grałam „Fiorellę w Rozbójnikach“ po raz ostatni, opowiadała dalej. W następnych dwóch sztukach nie występowałam wcale. Dyrekcja zadowolona z mej gorliwej pracy, udzieliła mi urlop jedenastodniowy.
Z uwagi na panujące podczas tej zimy bardzo silne mrozy, dla ochronienia głosu od przeziębienia, kazałam sobie urządzić na saniach rodzaj karety, składającej się z zamkniętego pudła. Do tego ekwipażu zakładano dużego czarnego konia, szybko chodzącego w zaprzęgu.
Wyszedłszy z teatru pewnego wieczora o dwunastej, dostrzegłam w pobliżu bramy oczekujący na mnie mój powóz, z moim koniem i stangretem. Wsiadłam, a zatrzasnąwszy drzwiczki z pośpiechem, otuliłam się w futro.