Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/192

Ta strona została przepisana.

ciu latach stałej wierności kapitał od wspomnionej renty stałby się wyłączną moją własnością.
— Zatem rzecz ułożona, zgadzamy się oboje?
— Przeciwnie, odpowiedziałam. Wszak miałam zaszczyt oznajmić panu, iż nie jestem przedmiotem do sprzedania!
Wybuchnął gniewem.
Zrozumiałam że chwila stanowcza się zbliża.
Zerwawszy się z krzesła, zaczął szybko chodzić po pokoju, a potem stanąwszy przedemną:
— Odmawiasz więc? zapytał przytłumionym głosem.
— Tak!
— A jednak musisz być moją ponieważ cię kocham, odparł z zaciętością. Zapominasz, że się znajdujesz w mym domu. Zapominasz, żem ja tu wyłącznym panem wszystkiego!
— Tak, jesteś panem swych koni, swych psów i służby, ale nie moim! Nigdy się nie jest panem kobiety która odtrąca od siebie. Człowiek, który używa siły przeciw kobiecie, jest podłym hultajem! zawołałam.
— Nie! jest on tylko człowiekiem który kocha, kocha do szału, a widzi się być odtrąconym. Dotrzymam co ci przyrzekłem, lecz moją być musisz!
Tu szybko zbliżywszy się ku mnie, chciał mnie pochwycić w ramiona.
Zerwałam się jednym skokiem i przebiegając pokój, jak strzała, schroniłam się do salonu, przewracając meble stojące na drodze, aby z nich utworzyć zaporę dla ścigającego mnie prześladowcy. Przez kilka minut jakie zdawały mi się być jak wiek długiemi, graliśmy