w ten sposób oboje scenę z trzeciego aktu „Naszych przyjaciół.“ Pozostawał mi teraz ostatni środek obrony, uciekłam się do niego. Wyjąwszy z kieszeni mały sztylet, ową broń drobną z „Rozbójników“ dobyłam go z pochwy.
Książę roześmiał się głośno.
— Chcesz się więc bronić przeciw mnie tem cackiem? zapytał.
— Wyrwiesz mi go chyba wraz z ręką! odpowiedziałam. Byłby to postępek, godny ciebie, ale oszczędzę ci trudu. Jeśli się zbliżysz choć o krok jeszcze, zabiję się!
— Mówi się tak zwykle, odrzekł szyderczo, lecz spełnia rzadko kiedy.
I jednocześnie przeskoczył stolik i dwa fotele, tę słabą barykadę, dzielącą mnie od niego.
Przyłożyłam szybko sztylet do piersi i nacisnęłam. Stal ostra, kończasta, jak w najlepszym angielskim scyzoryku, przebiwszy ubranie utkwiła mi w ciele. Krew wytrysnęła. Czerwona plama ukazała się na staniku mej jasno popielatej sukni.
Książę pobladł i cofnął się, wydając głuche mruknięcie.
— Ha! rzekł przytłumionym głosem, masz słuszność, postąpiłem jak głupiec. Odrzuć ten nóż!
— Skoro pan wyjdziesz z pokoju.
— Nie masz się czego obawiać, daję ci na to moje szlacheckie słowo!
— Sądzisz pan, że twoje słowo upewnić mnie jest w stanie?
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/193
Ta strona została przepisana.