Miał słuszność. Nie miałam prawa się uskarżać, zawiniłam.
Prowadziłam dom na wielką skalę. Cały Wiedeń wkrótce zajmować się począł piękną francuską śpiewaczką, tak wspaniale protegowaną przez księcia. Dozwolił obiegać pogłoskom niezaprzeczając i wkrótce przyjmować u mnie zaczął swoich poufnych przyjaciół, wydając świetne obiady dla męzkiego towarzystwa, podczas których, jak twierdził, z niezrównanym wdziękiem pełniłam obowiązki gospodyni domu.
Zwykłymi gośćmi naszymi byli po większej części młodzi ludzie. Byli oni dla mnie pełni uprzejmości, w której jednak dostrzedz się dawał pewien brak przynależnego szacunku. Zasypywali mnie miłosnemi oświadczynami, wygłaszanemi to żartobliwie, to na serjo.
Mój małżonek śmiał się z tego, nie oburzając się wcale.
— Lecz twoi przyjaciele uważają mnie za kobietę lekkich obyczajów, traktując mnie w ten spobób, zawołałam dnia pewnego rozgniewana.
— Co ci to szkodzi? odrzekł, skoro masz przekonanie, iż jesteś uczciwą kobietą.
— Drażni mnie to dwuznaczne moje położenie.
— Przywykniesz do tego. Pośród wyższego świata, młodzież zarówno prowadzi romanse z zamężnemi kobietami, które w tym razie nie skrupulizują wcale.
— Ogłoś publicznie o nasze m małżeństwie, a szanować mnie będą.
— Powiedziałem ci już dwukrotnie, że to jest niepodobieństwem. Pozostaw rzeczy jak są. Ufam ci w zupełności, i nie jestem zazdrosnym.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/201
Ta strona została przepisana.