— Zły sposób. Nie mógłbyś zaślubić pozostałej wdowy.
— Co czynić więc?
— Powiedz mi szczerze, zapytał Croix-Dieu, czy rzeczywiście czujesz, iż nie mógłbyś żyć, nie widując Fanny?
— Gdybym posiadał pewność niezaprzeczoną, że więcej już jej nie zobaczę, dziś, zaraz ztąd wyszedłszy rozsadziłbym sobie czaszkę wystrzałem, daję ci na to słowo honoru!
— Skoro tak, trzeba bronić twej sprawy i wygrać ją dla ciebie. Będę próbował i mam nadzieję, że mi się to uda, lecz przyrzecz mi w zamian, że będziesz mądrze postępował. Musisz mi dać słowo, iż jeżeli zdołam wyjednać, by Fanny pozostała w Paryżu, pozwoliła się tobie z sobą widywać, nie będziesz jej nigdy mówił o miłości!
— Będę milczał, przyrzekam, mimo, że to będzie dla mnie okrutnem!
— Pojadę więc dziś jeszcze do niej.
— Baronie, będę ci winien więcej niż życie! Skoro nadejdzie sposobność okazania wdzięczności, przekonasz się, że wdzięcznym być umiem.
— Możesz mi tego dowieść natychmiast, ponieważ chcę prosić ciebie o małą przysługę, odparł Croix-Dieu.
— Jakże jestem szczęśliwy! O cóż idzie?
— Wszak znasz jednego z moich przyjaciół, markiza de San-Rémo?
— Znam. Nie żyjemy z sobą wprawdzie w ścisłych stosunkach, lecz spotykaliśmy się nieraz w kółkach półświatka, witając nawzajem. Jest to chłopiec nader sym-
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/213
Ta strona została przepisana.