sobą, swobodną, jak zwykle, wszak to tak łatwo. Poza wtedy jest dobrą, gdy jest najzwyklejszą.
— Wolno mi rozmawiać?
— Z wszelką swobodą. Przyjdzie czas na milczenie, gdy zacznę rysować usta.
Tu Jerzy śmiałą i pewną ręką, kilkoma szybkiemi rzutami nakreślił szkic na tle białego płótna, poczem popatrzywszy bacznie na Herminię, zwrócił się do pana de Grandlieu.
— Złóżmy naradę, kuzynie.
— W jakim celu, pytał wicehrabia.
— Względem świeżo rozpoczętego portretu.
— A mnie pozwolicie mieć udział w owej naradzie? pytała Herminia z przymileniem.
— Bezwątpienia, a oto przedmiot narady, odrzekł Tréjan. Są dwa sposoby pojęcia i traktowania portretu. Mogę odmalować kuzynkę tak, jak się nam przedstawia obecnie, w aksamitnej sukni, djamentowych kolczykach i perłach na szyi, mogę odwzorować zarówno jej jasno blond główkę na purpurowej draperji, umieszczając w jednym z narożników obrazu, po lewej, podwójną tarczę herbową, Grandlieu i Randal’ów.
— Zdaje się że tak dobrze byłoby? odparł wicehrabia.
— Dobrze, bezwątpienia, lecz inna myśl przyszła mi obok tego. Zwróć uwagę, kuzynie, mówił dalej Jerzy, że wicehrabina ma pozór bardziej młodego dziewczęcia niźli kobiety zamężnej i że nawet sam Rafael nie wytworzyłby czystszej po nad nią dziewiczej postaci. Proponuję więc portret, któryby był jednocześnie obrazem. Gdybyś przyjął mój projekt wicehrabio, wymalowałbym
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/222
Ta strona została przepisana.