Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/224

Ta strona została przepisana.
XXXVI.

Przybyły zatrzymał się w progu, mocno zmięszany. Spostrzegłszy Herminię siedzącą naprzeciw Jerzego, a pana de Grandlieu nieco w głębi, po za niemi, zczerwienił się, stracił na razie przytomność, a postąpiwszy nieco naprzód z kapeluszem w ręku:
— Przebacz mi, rzekł, kochany artysto, lecz nie zastawszy nikogo w przedpokoju, ośmieliłem się przemknąć do twej pracowni. Niechcąc wszelako przeszkadzać, odchodzę.
Tréjan mocno był zakłopotanym.
— Ależ mój drogi, odrzekł ukrywając widoczne zakłopotanie, nigdy i w niczem przeszkadzać mi nie możesz, obecnie jednak, jak widzisz, mam pozowanie do portretu, a ztąd...
Mówił to zwolna, jak gdyby szukając wyrazów. Przyszła mu na myśl prośba pana de Croix-Dieu, w celu zaznajomienia Andrzeja z wicehrabią, która skutkiem pomienionego wypadku mogła całkiem się nie udać, a wiemy, ile zależało mu na tem by sobie nie narazić barona.
Pan de Grandlieu pospieszył z pomocą zakłopotanym.
— Przykro byłoby mi nieskończenie, wyrzekł powstając z krzesła, gdyby nasza obecność miała pozbawić kuzyna de Tréjan przyjemności przyjęcia pana u siebie. Pańska obecność w niczem nam nie przeszkadza. Zostań pan, proszę.
San-Rémo, wyszepnąwszy jakieś zaledwie dosłyszane podziękowanie, postąpił parę kroków i przystanął, objęty tak silnem zmieszaniem i wzruszeniem, że siłą woli zbierał przytomność, by nie stracić pojęcie, gdzie się