pospolitością. Na garniturze stalowej barwy, miał zarzucone palto żółtawe, czarne rękawiczki i niski miękki kapelusz. Nie patrzył na nikogo, nie lornetował i nie przemawiał pierwszy do pani Angot, a gdy ona zwróciła się ku niemu, krótko jej odpowiadał, nie zmieniając postawy.
Pozostaje nam jeszcze pomówić, o jednym z widzów, zajmującym krzesło w orkiestrze, w tymże samym rzędzie, co pan de Croix-Dieu, lecz przedzielonym kilkoma osobami. Ów widz, ubrany na pół po wojskowemu, w huzarskich ciemo-błękitnych pantalonach i czarnym krótkim tużurku, lornetował kobiety przez małe o pojedynczem szkle okulary, pomuskując bezustannie palcami wypomadowane swe wąsy.
Był to ów pseudo-kapitan Grisolles, właściciel sali fechtunku, przyjaciel panny Leokadji, jednej z owych dziewcząt, posługujących w kawiarni Borgiów, istoty z dobrym sercem przychodzącej mu z pomocą swemi oszczędnościami, gdy się znajdował w kłopotach pieniężnych.
Afisz zapowiadał rozpoczęcie sztuki punktualnie na ósmą godzinę.
Jednocześnie reżyser za kulisami klasnął w dłonie trzykrotnie. Odegrano uwerturę i kurtyna podniosła się dla odsłonięcia pierwszego aktu „Aepazji.“
Nie będziemy rozbierali sztuki, w jakiej obok widocznego niedoświadczenia i braku środków scenicznych, przebłyskiwał rzeczywisty talent i dowcip rozsiany ob-