Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/244

Ta strona została przepisana.

będąc szczęśliwą małżonką wybranego sercem człowieka, zdala od tych upojeń i zwodniczych oklasków.
W tym samym szeregu lóż, pani Blanka Gavard, lornetując młodą debiutantkę mówiła sobie:
— Jaka ona ładna w tej perkalowej sukience. Rzecz dziwna w jaki sposób te młode dziewczęta potrafią nadać sobie tyle wdzięku, ubrawszy się w materjał wartości zaledwie dziesięciu franków?
W odkrytej loży, sąsiadującej z krzesłami w orkiestrze, pani Angot po długiem przypatrywaniu się debiutantce, zwróciła się ku swemu towarzyszowi, szepcząc te słowa:
— Ładna ta mała, nieprawdaż? Wygląda z pozoru na uczciwą dziewczynę, lecz czyliż można ufać fizjognomii? Wyjdź proszę podczas antraktu do odźwiernego, teatru i gdyby było trzeba, daj mu dziesięć franków dla rozwiązania języka. Idź, proszę cię o to. Zwrócę, ci te pieniądze, a przynieś mi o niej wiadomości.
Milczący towarzysz odpowiedział gestem potwierdzającym, a wsparty o krzesło w głębi loży, siedział w zadumie, jak gdyby nie wiedząc o teatrze i o świecie całym.
W orkiestrze, Jerzy Tréjan, uwielbiał jako artysta skończoną piękność Diny Bluet, mówiąc sobie, że można by ją odmalować jako postać niewinności.
I Fanny Lambert ulegała pomimowolnie ogólnemu zachwytowi, wszak miejscem z całego teatru gdzie debiutantka sprawiała najżywsze wrażenie była loża, w której się znajdowała Regina Grandchamps, z Oktawiuszem Gavard.