Ktokolwiekbądź zna obyczaje tych śmiesznych, młodych cherlaków, nazwanych złotą młodzieżą, wie dobrze, że dla tych panów najwyższym wyrazem szyku, jest blagowanie. Według ich fantastycznego kodeksu, brać cośkolwiek bądź na serjo, jest to „nie iść za prądem.“ Podziwiać coś „to gra przestarzała.“
Wierny owym tradycjom Oktawiusza Gavard wraz z dwoma swymi przyjaciółmi i Reginą Grandchamps, po obfitym wspólnym obiedzie, blagowali w najlepsze od chwili podniesienia zasłony, uważając aby roztropnie i cicho prowadzić swoje żarciki nie narażając się publice, która w szał wpada, gdy jej ktoś przeszkadza w rozrywce, żądając głośno natenczas wyrzucenia hałaśliwych.
Wszystko służyło na materjał do szyderstw tak dla Reginy, jako i trzech jej towarzyszów. Sztuka, dekoracje aktorzy, aktorki, ich toalety, przechodziły przez ogień ich bezlitośnych drwinek.
Po kilkakrotne „Tst“, silnie zaakcentowane, dało się słyszeć od strony parteru.
Dinah Bluet ukazała się na scenie.
Oktawiusz otworzył usta, by na jej wejście wygłosić jakiś idjotyczny kalembur, spojrzawszy jednak na owo dziewczę spoważniał nagle i patrzył z uwagą.
Regina Grandchamps, przytłumiając wachlarzem swój głos ochrypły, jaki bywa u wszystkich prawie kobiet spędzających noce bezsenne, zaczęła wygłaszać jakieś dwuznaczne zdanie, którego Oktawiusz dokończyć jej nie dał.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/245
Ta strona została przepisana.
XL.