Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/253

Ta strona została przepisana.

— Jakaż to kobieta ta ciotka?
— Mówią, że nader przyzwoita osoba. Zresztą chciej pani sama z nią się zapoznać, jeżeli tego potrzebujesz..
— Masz adres jej mieszkania?
— Nie mam. A może pani chcesz pójść zaraz do owej debiutantki?
— Nie, dziś mi pójść do niej nie wypada. Jest mnóstwo osób znajomych w sali, z któremi spotkać bym się niechciała. Po widowisku zobaczę według okoliczności.
Tu przerwała rozmowę towarzysza, który, podniósłszy na czoło okulary, zrobił tutkę z ręki, przykładając ją do oczu, by tym sposobem twarz zakryć sobie, rozpatrywał się po lożach, galerji i orkiestrze.
Spostrzegłszy pana de Croix-Dieu, a obok niego siedzącego Andrzeja San-Rémo, drgnął powtórnie.
— Zmienili się oba, ale ich poznaję. Uśmiechnął się i dodał: Jeden obok drugiego, to dziwna! Gdzie oni u czarta poznajomili się z sobą?


∗             ∗

Jak mówiliśmy powyżej pierwszy akt przedstawienia, poszedł bardzo dobrze; nie udały się jednak dalsze.
Autor, zręczny romansopisarz, ale niedoświadczony dramaturg, nie rozważył, że publiczność chociażby była złożoną z ludzi chwiejnej moralności, łatwo nabiera niesmaku do treści realistycznej, słyszanej na scenie, która jej się w książce podoba.
Powodzenie Diny Bluet zachwiało się tak, jak i reszty artystów.
Gdyby był się udał ów dramat, debiutantka mogłaby