— Ja? miałbym się ożenić? zawołał Tréjan.
— Nie podoba ci się ów projekt?
— Nie wiem. Nie pomyślałem nad tem jeszcze. Zresztą, to o czem mówisz, baronie, jest tylko wytworem twojej fantazji. Czyżby bogata kobieta zaślubić mnie chciała?
— Dla czego nie?
— Z bardzo prostych powodów w danym razie.
— Z jakich?
— Nic nie posiadam.
— Nie masz majątku, to prawda, lecz w zamian, inne ważne zalety.
— Jakie, ciekawym?
— Najprzód, mój Jerzy, jesteś bardzo pięknym.
— Och! baronie, chciejże oszczędzić mą skromność i nie obsypuj mnie pochwałami, przerwał śmiejąc się artysta.
— Bardzo pięknym, powtarzam, mówił pan de Croix-Dieu, a co więcej, jesteś wysoce dystyngowanym. Posiadasz nauki, wyższe wychowanie, jesteś dżentlemenem od stóp do głowy. Nosisz świetne nazwisko. Hrabia de Tréjan!
— To ostatnie, baronie, jest dla mnie bez wartości. Porzuciłem mój tytuł, zrozumiawszy, że wszelkie arystokratyczne pretensje byłyby śmiesznością obok ubogiej kapoty, jaką się przyodziewam. Dla wszystkich jestem obecnie Jerzym Tréjan’em, niczem innem, wszak, wiesz o tem dobrze.
— Jerzym Trejan’em, którego pradziadowie brali udział w wojnach krzyżowych. Wierz mi, mój drogi, to
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/29
Ta strona została przepisana.