ciła szacunek świata, lecz zachowała swój w obec siebie. Ma ona tylko jedną myśl, jedno pragnienie, cel jeden, a tem jest rehabilitacja. Wie ona dobrze, że jeden błąd popełniony, uczyniłby ją tem, czem się być zdaje i tego błędu nie popełni. Choćby szaloną dla ciebie zapłonęła miłością, będzie walczyła przeciw temu uczuciu, umrze dlań być może, ale nie zejdzie z uczciwej drogi!
— Czegóż więc chce, do czego dąży? pytał Jerzy.
— Powiedziałem ci, pragnie rehabilitacji!
— W jaki sposób?
— Za pomocą legalnego małżeństwa.
— Ależ to szaleństwo! zawołał Tréjan.
— Nie rozumiałeś mnie przed chwilą, odrzekł Croix-Dieu, a teraz ja ciebie nie rozumiem.
— Baronie, mówmy na serjo. Któżby zaślubił Fanny Lambert?
— Kto? uczciwy człowiek, posiadający odwagę do wzniesienia się po nad głupie przesądy, posiadający siłę do nakazania szacunku, o którymby był przekonany, że jego żona nań zasługuje, o tyle inteligentny nakoniec, iż wiedziałby, że okupuje szczęście całego życia, poświęceniem egoistycznej miłości własnej! Taki człowiek znajdzie się, bądź pewnym mój Jerzy. Ja zobowiązuję się go odszukać.
— Jak to? chcesz dopomagać w małżeństwie Fanny Lambert? pytał artysta ze źle ukrytą obawą.
— Tak... chcę... i tego dokonam! Myśl uszczęśliwienia dwojga ludzi sprawi mi rozkosz niezrównaną.
— Dla czego sam jej nie zaślubisz, skoro ją tak
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/36
Ta strona została przepisana.