Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/38

Ta strona została przepisana.

Możesz obawiać się wszystkiego, a żadnej nadziei. Ota bilans twojej miłości. Wyrzecz się jej lepiej w samym zawiązku, bo inaczej, może ci ona przynieść wiele bolesnych zawodów!
Po ostatniem uściśnieniu ręki, rozłączyli się obadwaj. Baron wyszedł z pracowni artysty a wsiadłszy do swego kabrjoletu, zawołał na stangreta:
— Na ulicę Le Sueur, co żywo!
Woźnica popuścił lejce dzielnemu kłusakowi angielskiemu, przemknął szybko przez bulwar Hausmanna, aleję Frydlancką i w pobliżu Łuku tryumfalnego zatrzymał się przed okratowaną bramą pałacyku, którego lekka, wysmukła architektura przypominała styl budowli z ośmnastego stulecia. Brama ta prowadząca na dziedziniec, obsadzony bezlistnemi w tej porze platanami, otwierała się właśnie w chwili, gdy powóz barona przed nią zajeżdżał.

VII.

Pan de Croix-Dieu wszedł, nie zapytując odźwiernego, witającego go w progu niskim pokłonem. Spojrzał na dwa dzielne rasowe konie jakie stangret wraz z groomem zaprzęgali do ośmio-resorowego powozu. „Wiktorja“ wybitego wewnątrz pięknemi futrami, przebiegł lekko ośm stopni marmurowych, zdobnych podwójnym rzędem wazonów ze starego deftskiego fajansu, i zatrzymał się w progu obszernej sieni, gdzie lokaj we fraku, krótkich opiętych spodniach, białych pończochach i lakierowanych, na srebrne klamry spinanych trzewikach, otworzył mu drzwi z pośpiechem.