zebranemi kapitałami przybył do Paryża, gdzie rozpoczął giełdowe spekulacje, nie szczędząc sobie przytem uciech światowych. Lubił zbytki, okazałość, rasowe konie, grę hazardową, kobiety i dobrą kuchnię. Wiodąc podobne życie, rujnował się po kilka razy i dźwigał się znowu skutkiem giełdowych operacji, aż wreszcie, w pięćdziesiątym roku życia zginął w pojedynku o jakąś baletniczkę z opery. Pozostały po nim majątek dosięgał zaledwie dwudziestu tysięcy franków.
Oto szczegóły o ojcu, a teraz przejdźmy do syna.
— Jerzy w dwudziestym roku życia, mówił dalej pan de Oroix-Dieu, ukończył nauki w kolegium Ludwika Wielkiego. Wyzwolono go z pod opieki, oddawszy mu resztki roztrwonionego przez ojca majątku, w postaci kilku biletów bankowych. I otóż znalazł się sam, na bruku Paryża, w konieczności zarabiania na swe utrzymanie. Jak jednak pracować? W kolegium otrzymywał za rysunki nagrody. Miał do sztuk pięknych upodobanie; zresztą, to co słyszał o niezależnem i pełnem fantazji życiu artystów, nęciło go ku sobie. Postanowił więc poświęcić się malarstwu i wstąpił jako uczeń do jednej z pierwszorzędnych pracowni, nie chcąc wszelako wnosić wraz z sobą swego hrabiowskiego tytułu pośród ubogich współtowarzyszów pracy, odrzucił arystokratyczne, „de“ dla przekształcenia nazwiska i oto wyjaśnienie w jaki sposób hrabia de Tréjan. został mieszczaninem Jerzym Tréjan.
Widzisz więc droga Fanny, kończył de Croix--