najnieszczęśliwszą z matek! Powiedz mi, czy niemożnaby gdzie zamknąć kazać tego niegodziwego dziecka?
— Nie ma na to sposobu, droga Blanko. Zresztą na co by się to przydało?
— Dla ocalenia go przeciw sobie samemu i wyrwania go z rąk tej nikczemnicy.
— Za rok powróciłby do niej.
— Ale przez rok przynajmniej uchroniłabym się przed pnblicznem szkalowaniem, jakiem brudzi swoje nazwisko, które jest i mojem? Szaleniec ten jest smutnym bohaterem opowiadań w małych dziennikach publikowanych i jak gdyby własne jego sprawki nie wystarczały, kładą obce na jego rachunek, a w potrzebie wytwarzają nawet niebywałe rzeczy. Ach! to okropne, to zabijające!
— Jest na to sposób, odrzekł. Zmień nazwisko ukochana. Baronowa de Croix-Dieu nie będzie potrzebowała rumienić się za popełniane szaleństwa przez Oktawiusza Gavard’a.
Pani Blanka, jako praktyczna, rozumna kobieta, powtórzyła daną poprzednio odpowiedź, a mianowicie, iż pragnie zachować do ostatka legalną nad synem opiekę, a wraz z nią użytkowanie z trzystu tysięcy liwrów renty małoletniego.
— Od dwóch lat jestem wdową, mówiła, zdołałam już odłożyć na bok kilka tysięcy talarów, mimo że żyję dostatnio, okazale. W roku bieżącym uzbieram pięć tysięcy franków. Miałam trzysta tysięcy posagu, zaślu-