Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/73

Ta strona została przepisana.

biając nieboszczyka Gavard’a. Otóż skoro zostanę twą żoną, zbyt bogatą nie będę, to pewna, ale też i nie będę zupełnie ubogą.
— E! zawołał Croix-Dieu, z przepysznie udanym zapałem, co mnie to obchodzi? Jest to dla mnie rzecz całkiem obojętna.
— Tak, odezwała się wdowa z uśmiechem, wiem dobrze, iż na to nie uważasz mój przyjacielu, ponieważ obok wielkiego majątku, jaki posiadasz, jesteś najzupełniej bezinteresownym.
— Ma że więc to być zasługą że ciebie kocham? Wszystko co nie jest tobą, nie obchodzi mnie wcale! zawołał Croix-Dieu z zapałem dramatycznego amanta.
— A zatem wart jesteś więcej odemnie, odrzekła Blanka, ponieważ wyznać muszę, że lubię pieniądze, bardzo je lubię, nie dla nich samych, ale dla tysiąca przyjemności, wygód i zbytku, jakie za ich pomocą pozyskać można, a bez których obejśćbym się nie zdołała. Ach! gdybym miała te sześć miljonów jakie Oktawiusz roztrwoni z ową Reginą i innemi tego rodzaju nikczemnemi kobietami Paryża, ileż pięknych rzeczy moglibyśmy, baronie, uczynić oboje.
— Uczynimy je i bez nich, droga Blanko, może mniej okazale, lecz w zasadzie zarówno dobrze, odparł Croix-Dieu.
— Ach! te sześć milionów! te sześć milionów! powtarzała wdowa.
— Nie myśl o tem, proszę.
— Nie mogę zapomnieć, nie mogę! Gdyby przynajmniej przeszły w dobre ręce, poddałabym się temu lo-