— Najściślej, baronie i wdzięcznym ci pozostanę.
— Przedewszystkiem tedy żadnych długów więcej.
— To niepodobna. Pożyczam tylko corocznie trzydzieści sześć tysięcy franków, podczas gdy Regina Grandchamps kosztuje mnie do sześćdziesięciu.
— Inny w mem miejscu powiedziałby ci: porzuć tę kobietę, rzekł Croix-Dieu.
— Porzuciłbym ją, gdyby było trzeba, odparł Gavard. Jest ona wprawdzie szykowną, posiada zachowanie się damy z wyższego świata, lecz tak dalece nie przywiązuję się do niej. Ona, czy inna, wszystko mi jedno.
— Nie porzucaj jej, zawołał żywo Croix-Dieu. Jest to dobra dziewczyna, kocha cię szczerze, co winno pochlebiać twojej miłości własnej. Zresztą, wydałeś już na nią tyle pieniędzy.
— Ależ, baronie, począł Oktawiusz.
— Nie jedne sześćdziesiąt tysięcy franków, wszak prawda?
— No, tak, do czarta.
— Regina ma we mnie zaufanie o ile sądzę.
— Wysławia cię pod niebiosa baronie. Jesteś półbogiem dla niej!
— A więc, pomówię z nią. Użyję mego wpływu. Poręczę za ciebie w potrzebie i będziesz miał u niej kredyt do czasu pełnoletności, przyrzekam ci to.
— Jeśli tak, zgoda! Nie straci ona na tem jeśli na pieniądze zaczeka.
— Natenczas twoje trzydzieści sześć tysięcy franków pensji, zostaną ci na bieżące wydatki. Przestań
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/85
Ta strona została przepisana.