— A gdybym odmówił tej odpowiedzi i nie przyjął od pana wspaniałomyślnej ofiary wykupienia mych weksli?
— Przyjąć musisz, mój chłopcze. Nie masz innego sposobu wyjścia.
— Chcesz więc pan abym ci opowiedział mą przeszłość?
— Tak.
— Będzie to bardzo krótkie opowiadanie.
— To źle. Radbym ażeby ono było najbardziej szczegółowem.
— I obok tego poweźmiesz pan najgorsze wyobrażenie o sile moralnej mego charakteru.
— Niech cię to nie przestrasza. Jestem aniołem pobłażania. Mów wszystko otwarcie!
— Cóż więc pan naprzód chcesz poznać?
— Wszystko. Zacznij od pierwszych swych chwil dziecięcych i mów nie zatrzymując się wcale.
— Niestety! wiem bardzo mało o sobie samym. Pytałeś mnie pan przed chwilą ile mam lat. „Dwadzieścia trzy, lub cztery“ dodałeś. Potwierdziłem skinieniem głowy, iż możesz przyznać mi lata, jakie ci się podoba, prawdą jest bowiem że nie wiem, gdzie i kiedy na świat przyszedłem. Nie znam wcale mojej rodziny.
— Tak? A jednakże owo nazwisko San-Rémo i tytuł markiza?
— Są moją legalną własnością. Poznasz pan jak je nabyłem. Nie sądź bym był oszustem, przywłaszczycielem.
— A ów pozorny majątek?
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/99
Ta strona została przepisana.