Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/100

Ta strona została przepisana.

— Jeszcze słowo, wyrzekła pani Worms.
Agent powrócił.
— Wydajesz mi się pan być dobrym człowiekiem, zaczęła Walerja, zechcesz więc może pomimo całego rygoru odpowiedzieć na jedno moje zapytanie.
— Jeśli tylko będę, mógł uczynić to bez narażenia się władzy.
— Powiedz mi pan więc, proszę. Pan de Presles w niczem tu nieprzewinił. Jest on wolnym, nieprawdaż?
— Z przykrością zmuszony jestem oznajmić, iż znajduje się on w tej samej, jak pani sytuacji.
— Uwięziony dla mnie, z mojej przyczyny? zawołała pani Worms, załamując ręce, Boże, mój Boże! Ileż kosztować go będzie to jego szlachetne dla mnie poświęcenie. Pozwól mi pan przynajmniej z nim pomówić.
— Nie mogę, wszelka, rozmowa pomiędzy panią a panem de Presles jest najsurowiej wzbronioną!
— Jakto? nawet w pańskiej obecności? Chciałabym mu powiedzieć tylko jedno słowo, jedno, jedyne, które pan słyszeć będziesz.
— Nie nalegaj, pani, przerwał agent. To, o co pani, prosisz jest niepodobieństwem, postawiłoby mnie to w konieczności nie wypełnienia rozkazu, który ściśle wykonać jestem obowiązany.
To mówiąc Jobin ukłonił się i wyszedł.
Komisarz, oczekujący w korytarzu pytał go ciekawie:
— No i cóż? dowiedziałeś się czego? Wyznała ci coś ta młoda dama?
— Poważam się zwrócić uwagę pana komisarza, rzekł agent, iż nic upoważniono mnie do prowadzenia