ciwśledztwa, jakie postanowił rozpocząć na własny rachunek, niezależnie od prowadzonego przez pana Boulleau-Duvernet.
Przybyli wreszcie do Paryża. Jobin wysłał depeszę do kogo należało. Dwa fiakry na stacji oczekiwały. Wicehrabia z żandarmami wsiadł do jednego z nich, pani Worms z Jobin’em do drugiego i oba powozy wyruszyły w stronę Conciergerie.
Osadziwszy tu uwięzionych, nie dając sobie nawet czasu do pójścia na śniadanie, pobiegł do pałacu sprawiedliwości, i kazał powiadomić pana Boulleau-Duvernet iż oczekuje na jego polecenia.
Sędzia nie dał długo na siebie oczekiwać i natychmiast po ukończeniu badania, w jakiem przewodniczył, kazał wprowadzić przybyłego.
— No i cóż, Jobin? zapytał. Nieopóźniłeś się ani o minutę. Jesteś wcieloną ścisłością, to dobrze! Jakąż mi przynosisz wiadomość? Wicehrabia i baronowa pod pierwszem wrażeniem tak niespodziewanego przyaresztowania, wyznali zapewne swą zbrodnię?
— Nie, panie sędzio, nic nie wyznali, nawet grzechu uwiedzenia, czemu pani Worms zaprzecza najusilniej.
— Jakież było ich zachowanie się?
— Jak bywa ludzi uczciwych, oskarżonych niesprawiedliwie.
Tu opowiedział w krótkości sędziemu znane nam już szczegóły. Gdy skończył, pan Boulleau-Duvernet potrząsnął głową wołając:
— Tam do pioruna! z nielada jak widzę silnymi przeciwnikami walczyć nam przyjdzie.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/107
Ta strona została przepisana.