na nieszczęśliwych spekulacjach. Odziedziczyłem tylko pięćdziesiąt tysięcy franków.
— To daje dwa tysiące pięćset liwrów renty. Z tak szczupłym funduszem trudno prowadzić światowe życie, jakie pan prowadzisz.
— Jeden z bliskich krewnych, mój wuj, markiz de Faverne, przychodzi mi z pomocą, wypłacając roczną pensję w ilości tysiąca talarów.
— Lecz czyż te pięć tysięcy pięćset franków wystarczają panu na konieczne potrzeby życia i koszta, eleganckiego pańskiego ubrania?
— Mam wiele znajomości pośród wyższego świata. Grywam szczęśliwie w wista.
— A! pieniądze z gry. I pan je rachujesz pomiędzy swoje dochody?
— Dla czego nie?
Nastąpiła chwila milczenia, poczem sędzia śledczy, patrząc w oczy panu de Presles, rzekł nagle:
— Pan jesteś kochankiem pani Worms?
Gilbert drgnął i zaczerwienił się.
— Nie, panie! odparł stanowczo. Nie, po sto razy nie! Pan znieważasz tę najuczciwszą z kobiet!
— Zaprzeczasz więc pan oczywistości?
— Gdzież jest ta oczywistość? wskazać mi proszę! Zachowuję dla pani Worms głęboką życzliwość, poszanowanie i poświęcenie bez granic. To głośno wyznaję i szczycę się z tego, lecz niepozwolę nikomu odnajdować czegośkolwiekbądź plamiącego w moich stosunkach z tą zacną kobietą!
— Powiedz mi pan proszę, badał dalej sędzia, na
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/111
Ta strona została przepisana.