czem spędziłeś onegdajszy wieczór, począwszy od jedenastej godziny? Uprzedzam pana, by ci oszczędzić bezużytecznych wybiegów, że szczegółowe spędzanie przez ciebie tego czasu, wiem co do minuty.
— Dlaczego więc pytasz mnie pan o to?
— Nie przybyłeś pan tu ażeby mnie badać, lecz aby odpowiadać, zawołał groźnie sędzia. Odpowiadaj więc!
— A zatem, panie, wyjąknął wicehrabia, przybyłem w powozie, nieco przed północą, do furtki ogrodowej, znajdującej się po za pałacem barona Worms. Wszedłem do tego ogrodu.
— Miałeś pan klucz od tych drzwi?
— Miałem go, odparł Gilbert zaledwie dosłyszanym głosem.
— Otrzymałeś go od baronowej, ma się rozumieć, a ten ten klucz otwierał ci nie tylko ogród, ale i dom i sypialnię żony bankiera.
— Fałsz! zawołał Gilbert. Nigdy ani razu, przysięgam, nie przestąpiłem w nocy progów tego pałacu.
— Zatem, pan twierdzisz, że twoje nocne schadzki z panią Worms miały miejsce w ogrodzie?
— Tak panie, z różnicą, że to, co pan nazywasz schadzką, było tylko poufną pogadanką, trwającą kilka minut zaledwie.
— Powróćmy jednak do onegdajszego wieczora, zaczął sędzia. O północy znajdujesz się pan w ogrodzie. Baronowa przychodzi aby połączyć się z panem, wszakże tak
— Tak, panie.
— Cóż potem nastąpiło?
— Odprowadziłem panią Worms do powozu, który
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/112
Ta strona została przepisana.