liczkach, czyniły ją stokroć piękniejszą i bardziej zajmującą, budząc pomimowolną litość w panu Boulleau-Duvernet. Opierał się jednak temu wzruszeniu, mówiąc sobie, że powierzchowna ta boleść była jedynie maską obłudy i rozpoczął natychmiast badanie.
— Nazwisko pani? zapytał.
— Walerja Worms.
— Nazwisko rodziców?
— Langier.
— Wiek?
— Dwadzieścia jeden lat.
— Gdzie pani się rodziłaś?.
— W Paryżu.
— Jak dawno jesteś zamężną?
— Od dwóch lat.
— Rodzice pani żyją?
— Nie, jestem sierotą!
— Czy pani wniosłaś baronowi Worms jaki posag?
— Nic. Byłam ubogą, zupełnie ubogą.
— Małżeństwo pani było więc zawarłem ze skłonności?
— Tak, ze strony mojego męża, tak panie.
— Gdzie pan Worms panią poznał?
— W rodzinie pewnego znakomitego przemysłowca, dla mnie życzliwej, gdzie byłam nauczycielką córek. Miałam lat szesnaście, gdy ojciec mnie odumarł, pozostawiwszy mi jako jedyne bogactwo, bardzo wysoką edukację, którą zużytkowałam, obrawszy zawód nauczycielki.
— Czy pan Worms w ślubnym kontrakcie przyznał dla pani odpowiednią sumę?
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/125
Ta strona została przepisana.