— Tak, trzysta tysięcy franków, a obok te cenne klejnoty.
— Postąpienie to, przyznasz pani, świadczy o wysokiej jego bezinteresowności. A jednak nie kochałaś pani swojego męża.
— Uczuwałam wdzięczność dla niego ale miłości nigdy, to prawda.
— Dla czego więc go zaślubiłaś?
— Ach! panie, któraż z młodych dziewcząt mając serce wolne, a moje było wolnem natenczas, nie jest rada zamienić przykrej, zależnej sytuacji, pełnej trosk i upokorzeń, przy życiu z dnia na dzień, na tak świetną, pozycję, jaka została mi ofiarowaną? Zresztą nie znając całkiem życia, sądziłam, że moja wdzięczność dla człowieka może się kiedyś zamienić na trwalsze i głębsze uczucie.
— Jak dawno pani poznałaś wicehrabiego de Presles?
Na blade lica baronowej wystąpił żywy rumieniec. Zakrywszy twarz drobnemi rączętami wyszepnęła Z cicha:
— Pan de Presles był jednym z domowych przyjaciół. Znałam go od chwili moich zaślubin.
— A korzystając z owej przyjaźni męża pani i ufności, jaką go tenże obdarzał, pan de Presles starał się pani przypodobać?
— To znaczy, iż stał się dla mnie jednym z najbardziej poświęcających się przyjaciół.
— Twierdzisz więc pani, że pomiędzy wicehrabią a tobą istniała tylko przyjaźń?
— Tak! przyjaźń najczystsza, braterska.
— A jednak miewaliście z sobą schadzki nocami?
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/126
Ta strona została przepisana.