zamku skomplikowanego, ażeby w nim nic nie zepsuć, nie złamać. Powiedz mu, że tu nie chodzi o otwarcie drzwi ale szuflady.
Czekając na przybycie agenta ze ślusarzem, Jobin szedł w stronę pokoju, jaki opuścił przed chwilą. Szedł z opuszczoną głową, poszeptując z cicha:
— Ów kasjer daremno chciał zapanować nad sobą. Jego niepokój był widocznym i niezadowolenie. Czuwał i układał wyraz fizjognomii, wszak trudno myśleć o wszystkiem od razu. Nozdrza mu się wzdymały, w oczach błyszczała nienawiść. Co u djabła może być w owej szufladzie?
To mówiąc, Jobin wszedł do pokoju, a usiadłszy na stojącem przed biurkiem fotelu, otworzył bezwiednie arkusze bibuły, leżącej mu pod ręką i przeglądał z roztargnieniem znajdujące się tam notatki.
Nagle drgnął i wydał okrzyk zdumienia a pochwyciwszy kawałek niebieskawego papieru na jakim nic nie było napisane, oglądać go zaczął z uwagą.
Ów papier stanowił niezaprzeczenie część, albo ćwiartkę większego arkusza, z jakiego nieuważnie i z pośpiechem oddartą została, ponieważ oddarcie to zamiast być równem, przedstawiało wzdłuż nieregularności jakie przyrównać można do zębów piłki żelaznej.
Przyłożył ćwiartkę niebieskawą do oka, pod światło dzienne i dostrzegł rysujące się w przezroczu litery tworzące ten wyraz: „nia w Essone.“
— Papiernia w Essone, powtórzył Jobin, dałbym moją głowę że na kawałku bezimiennego listu znajdę dopełniających sześć liter tworzących wyraz „papier“ ja-
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/133
Ta strona została przepisana.