Szósty list, różnił się nieco, mimo że jego zwięzłość była taż sama.
„Panie! Główne, a niezmiernie ważne objaśnienia otrzymano co do dwóch osobistości i ich działania. Schadzkę oznaczam na dziś wieczorem, w gałerji Orleańskiej.
P. S. Potrzebuję pięćdziesięciu franków“.
— Do czarta! wyszepnął Jobin. Potrzeby pana Sta... Pi... wzrastają jak widzę! Pięćdziesiąt franków. Mądry młodzieniec!
Siódmy list oznaczał schadzkę, z żądaniem dwudziestu franków.
Ósmy wreszcie oznajmiał:
„Panie! Na jutro postanowione. Przyjdź pan dziś do agencji o wpół do szóstej. Będę na ciebie oczekiwał. Piękna robota. Zobaczysz.
P. S. Potrzebuję stu franków!“
— Co chciał rozumieć ów Sta. Pi... wyszepnął agent, pisząc: Na jutro? Miałożby to oznaczać dzień, wyjazdu baronowej i pana de Presles? Ciemność, lecz, ją rozjaśnię, gdy poznam tego nienasyconego Sta. Pi... Chybabym się nie nazywał Jobin, gdybym nie znalazł sposobu wydobycia zeń tej tajemnicy!
Tu rozwiązał błękitną wstążkę owijającą drugi pakiecik woniejący perfumami Ess-bouquet i przerachował listy. Było ich sześć. Wszystkie bez marek pocztowych i bez adresów, posiadały monogram A. P.
Jobin powyjmował je z kopert.