schodząc z szóstego piętra. Ten łotr byłby go zabił?
— Dobrze, żem przyjął, powtarzał sobie Grisolles, zabije go mimo to wszystko, a następnie wyznam, żem to pomimowolnie uczynił.
Pan de Grandlieu, wsiadłszy do powozu po ułożonych warunkach pojedynku, znalazł Herminię drżącą z trwogi i wzruszenia.
— Cóż teraz nastąpi? pytała młoda kobieta. Czyż pan de San-Rémo będzie się jutro pojedynkował z tym nikczemnikiem?
— Tak jest, żadnego nie widzę sposobu dla przeszkodzenia temu.
— Ach! to okropne! Lecz pomyśl, gdyby ten młody człowiek zginął?
— Byłoby to strasznem nieszczęściem, w jakiem niepocieszyłbym się nigdy, gdyż dla mnie ryzykuje swe życie ów odważny, a nieroztropny młodzieniec.
Herminia zamilkła, nie odzywając się już do chwili, w której powóz zatrzymał się przed pałacowym peronem. Myślała o Andrzeju, na którego obojętnie patrzyła przed dwiema godzinami jeszcze, a który teraz przedstawiał się jej wyobraźni w olbrzymio bohaterskich rozmiarach.
Zaiste baron Filip de Croix-Dieu był zręcznym ponad wyraz człowiekiem!
Na kilka minut przed ósmą, nazajutrz z rana, pan de Grandlieu przybył do Jerzego Tréjan.
O ósmej świadkowie kapitana Grisolles dzwonili już