— Pojutrze, na godzinę czwartą po południu sprawa już będzie przygotowaną, rzekł Stani, i salując po wojskowemu przybyłego, wykręcił się na pięcie i wyszedł.
— A teraz, kochany panie i nowy nasz kliencie, rzekł Fumel, wypada nam pomówić o kwestji pieniężnej. Upewniam pana, iż wygórowaną nie będzie. Mamy ustanowioną taksę na sprawy tego rodzaju. Zwyczajem agencji jest wszakże odbierać połowę umówionej należności z góry przed rozpoczęciem interesu, a drugą połowę po dostarczonych objaśnieniach.
— Och! biedne moje oszczędności, pomyślał Jobin.
Zaczął się targować o wysokość wynagrodzenia z tak wielką energją i oporem, że otrzymał ustępstwo od taksy ustanowionej i złożywszy pieniądze na ręce Fumela, odszedł.
Na pierwszym przedziale wschodów spotkał Stanisława Picolet, który nań widocznie tam oczekiwał.
— Ugodziłeś się pan z pryncypałem? zapytał go żywo.
— Tak.
— I zapłaciłeś?
— Ma się rozumieć. Oto pokwitowanie.
— Czekaj pan na mnie w kawiarni, na rogu ulicy Croissant. Przyjdę tam za pięć minut, ponieważ mam panu coś ważnego do powiedzenia, coś bardzo ważnego.
Zadowolony z obrotu sprawy, Jobin udał się w miejsce wskazane, a usiadłszy w kącie przy stole, przeglądał dzienniki. Po kilku minutach ukazał się Stani... podszedł ku agentowi i zaczął rozmowę zapytaniem:
— Co mi podać każesz?
—Wszystko, co zechcesz. Rozporządzaj.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/142
Ta strona została przepisana.