— Jakto, już je otrzymałeś? zawołał agent udając zdziwienie.
— Mam je przy sobie, jak najściślejsze! Nic w nich nie brakuje. Za te dwa żółte pieniążki, otrzymasz pięćset szczegółów. No! jakże ci się to podoba?
— Targ dokonany, odparł Jobin sięgając po portmonetkę.
— Słyszałeś pan zapewne o morderstwie jakie narobiło tyle wrzawy, zaczął Picolet, schowawszy pieniądze do kieszeni.
— O zabójstwie barona Worms?
— To, to, właśnie! Otóż w tej sprawie mam najlepsze wiadomości. A więc, bankier Worms, był kochankiem tej panny. Odebrał ją swojemu kasjerowi, niejakiemu Fryderykowi Müller, który ukrywając przedemną swój adres i nazwisko, pisywał listy poste-restante, sądząc iż pozostanie mi nieznanym. Co więcej, ów Müller posełał tej jak ją zowią „Pomarańczy“ grube pieniądze. Zkąd je brał? Nie moja to sprawa. Śledziłem go zarówno i ztąd znam wszystkie szczegóły.
— Nie ulega więc wątpliwości, pomyślał Jobin, iż jest to ta sama kobieta. Trzeba dowiedzieć się o reszcie.
Stanisław Picolet, po zjedzeniu jaj, chciwie pochłaniał szynkę i wypróżniał butelkę.
— Patrząc na pański dobry apetyt, zaczął Jobin, sądzićby można, iż pan nie jadłeś śniadania?
— Przeciwnie, jadłem kiełbasę z kawałkiem chleba, ale to znaczy tyle co nic.
— Masz pan apetyt do pozazdroszczenia.
— Jadłbym trzy dni z rzędu bez przerwy.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/144
Ta strona została przepisana.