pracy i niedostatku, nadzieja przynajmniej ją podtrzymywała. Obecnie o szczęściu marzyć już nie wolno jej było.
Osamotnionej pośród bogactwa, żadna nie pozostawała nadzieja. Rozwiane sny niepowrócą już więcej.
Myliła się jednak tak sądząc.
Znalazł się pocieszyciel.
Wicehrabia Gilbert de Presles był od dwóch lat poufnym przyjacielem bankiera, jednym ze stałych gości w jego mieszkaniu. Żywa sympatja, jaką uczuwał dla Walerji od pierwszych chwil jej małżeństwa, wywołała uczucie głębokiej litości, gdy widział tę młodą kobietę zdradzaną przez męża, osamotnioną, znieważaną. Uczucie to szybko zmieniło się w miłość i powiedzmy od razu, w miłość dzieloną przez panią Worms, która z całą tkliwością uciekała się do tego ożywczego źródła.
Spieszymy dodać, że owa miłość była czystą, bez skazy, coś w rodzaju braterskiej przyjaźni, przynajmniej ze strony baronowej. Oboje młodzi i piękni, pokochali się nawzajem, nigdy wszelako ich ust nie złączył pocałunek.
Rzecz pewna, iż wicehrabia żywił w głębi duszy nadzieję, iż w bliższej lub dalszej przyszłości, ta kobieta oprzeć się nie zdoła obustronnemu gorącemu uczuciu, ukrywał jednak myśl tę głęboko i Walerja z niezachwianą ufnością wierzyła w ów platoniczny związek dusz, w czem znajdowała jedyne swe szczęście i zapomnienie boleści.
∗
∗ ∗ |