— Jakto? Ty chcesz przyjść na bal do mnie, tu, do pałacu?
— Tak, chcę!
— Do mojej żony?
— Do twojej żony, do ciebie! Tak!
— Ależ to niepodobna, niepodobna! powtarzał.
— Ach! tępa głowo! zawołała z podrażnieniem. Jeśli bal będzie maskowy, któż zgadnie że ja na nim jestem?
Baron uspokojony, uśmiechać się zaczął.
— To prawda, odpowiedział, to prawda! Masz myśl doskonalą!
Nazajutrz pan Worms, którego cynizm nie cofał się przed najhaniebniejszem szaleństwem nakazanem przez Alinę, rozesłał po Paryżu liczne zaproszenia na bal „kostjumowo-maskowy,“ jaki miał się odbyć u niego w następującym tygodniu.
Przez cały tydzień rysownicy, krawcy i szwaczki renomowane, zasypanymi byli zamówieniami, jak niegdyś w przeddzień słynnego balu, wydanego przez księcia de Morny, jaki zostawił tyle pamiętnych wspomnień.
Przyszedł nareszcie ów wieczór tak niecierpliwie oczekiwany.
Około dziesiątej wieczorem, powozy zajeżdżać poczęły z zaproszonymi przed peron pałacu.
Pan Worms w kostjumie finansisty, złotem drapowanym z czasów Ludwika XV-go, stał w małym salonie dotykającym przysionka, odbierając osobiście karty zaproszenia, jakie podawał mu lokaj w porcelanowej, wazie japońskiej.
Baronowa z odkrytą twarzą, w skromnym kostiu-
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/154
Ta strona została przepisana.