aksamitna półmaska, posiadała godne podziwu kształty plastyczne, odkryte więcej niżby przyzwoitość tego wymagała.
Była to Alina Pradier w kostjumie Oceanidy, jaki bywa jedynie widywanym w sztukach sensacyjnych niższego rodzaju, wobec publiki mniej drażliwej na względy przyzwoitości.
— Ależ to arcydzieło gustu i piękności, myśleli mężczyźni.
— Ach! to haniebne! szeptały kobiety.
Baron Worms po wejściu Oceanidy ukrył się wśród zaproszonych, złorzecząc nazbyt mitologicznemu przebraniu swej faworyty.
Oceanida zdawała się tego nie spostrzegać i zachowywała się tak swobodnie i śmiało, jak Wenus w „Orfeuszu w piekle.“
Zaproszeni zgromadzili się w około baronowej Worms, zarzucając ją pytaniami, jakie można streścić w tych słowach:
— Piękna osoba, lecz ekscentryczna. Zdaje się że sama przybyła? Twarz ma ukrytą pod maską, poznać jej zatem nie można. Tobie jednakże baronowo jako gospodyni domu, zapewne musi być znaną?
— W rzeczy samej, znać ją powinnam skoro znajduje się u mnie w salonie, wyjąknęła z pomięszaniem Walerja, podczas gdy jej serce dziwna uciskała trwoga, mimo to nieodgaduję, niewiem kto może być ona.
— Baron jednak wiedzieć powinien wszak sam odbiera karty zaproszonych gości?
— To prawda, pójdę zapytać go o to.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/156
Ta strona została przepisana.