I przygłuszono rodzący się skandal.
Orkiestry grać zaczęły i tłum młodzieży otoczył Oceanidę, zapraszając ją do następujących kadrylów.
Podawszy rękę jednemu z nieb, dozwoliła się prowadzić.
Zadziwiło jednak kawalera owej mniemanej cudzoziemki, kilka drastycznych wyrazów, wybiegłych z różowych jej ust pomimowolnie, ale młodzieniec ów mało podróżując po świecie, wytłumaczył sobie, że w owym pięknym kraju Italii gdzie kwitnie pomarańcza, wszystkie wielkie damy w podobny sposób się zachowują.
Kilka bufetów zaopatrzonych w zbytkowne potrawy i napoje umieszczono na galerji przyległej do wielkiego salonu.
Młodzieniec zaprowadził tam piękną Włoszkę.
— Może pani pozwoli podać sobie kilka kropel wina szampańskiego? zapytał.
— Dobrze, odpowiedziała, nie tylko kilka kropel, ale cały kieliszek i to pełny po brzegi.
Wychyliła go, następnie drugi, a potem trzeci.
— No! teraz dobrze się czuję, dodała, idźmy rozpocząć polkę, potrzebuję ruchu, uczuwam jak gdyby chodziły mi mrówki po nogach.
Mniemana markiza odwiedzała bufet po kilkakrotnie, racząc się Cliquot’em pomięszanym z winem Bordeaux i ponczem palonym, skutkiem czego kompletnie sobie podpiła.
Po wychyleniu ostatnich tamże kieliszków, stanęła pośród zebranych gości a chwiejąc się z boku na bok, zawołała.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/158
Ta strona została przepisana.