wały sobie za obowiązek stanąć po stronie znieważonej pani Worms.
Napróżno obie orkiestry z podwójną werwą wygrywały walce i kadryle, rozpoczęło się wyludnianie salonu i wkrótce w owych rozległych, rzęsiście oświetlonych apartamentach pozostało jedynie kilku amatorów ostatniego kotyljona.
Walerja wyszedłszy schroniła się do zimowego ogrodu, słabo oświetlonego, pełnego bujnej wegetacji, zacienionego zielenią na kształt dziewiczego lasu, przyległego do galerji, na której zastawionemi były bufety.
Gilbert de Presles szedł za nią, zbaczając roztropnie wśród tłumu zebranych, aby zapobiedz wszelkiej niedyskretnej ciekawości; zaś kasjer Fryderyk Müller, niemy świadek skandalu wywołanego przez Alinę Pradier. postępował ostrożnie za wicehrabią
Walerja upadla na ławkę umieszczoną w ciemnym zakątku zimowego ogrodu i ukrywszy twarz w dłoniach, gorzko płakała. Nagle zadrżała i wybiegające łkanie stłumiło się w jej piersiach.
Pan de Presles ukląkł przed nią.
Po raz pierwszy oddała swe drobne ręce pocałunkom tego, którego dotąd kochała jak brata.
Czyż można było uważać to za winę z jej strony? Biedna kobieta tak potrzebowała być przez kogoś kochaną.
— Ach! Gilbercie, szepnęła, ty jeden mi tylko na świecie pozostajesz. Zbyt wiele na mnie spada niezasłużonego wstydu, zbyt wiele otacza mnie niegodziwości! Dziś zniewaga publiczną się stała. Bóg świadkiem
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/162
Ta strona została przepisana.