Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/172

Ta strona została przepisana.

I otworzywszy w biurku szufladę, wyjął z niej mały rewolwer, wsunął go do kieszeni i szedł z lampą w ręku, żeby otworzyć.
— Nie jest to grzecznie dać wyczekiwać na ulicy biednemu Sta Pi. zawołał przybyły, wpadając z pośpiechem w dziedziniec.
— Ach! to pan, panie Picolet, odrzekł kasjer poznając w mroku szczutą postać i blade oblicze współpracownika agencji Koch i Fumel.
— No! tak, ja jestem. Czyż cię to dziwi panie Müller?
— Zkąd znasz moje nazwisko, mój adres?
— Jakież to naiwne zapytanie, odrzekł Picolet śmiejąc się głośno. Czyliż pan nie znasz mojego rzemiosła jakie mi nakazuje wszystko i o wszystkiem wiedzieć? Gdym pisywał do pana listy poste-restante, pod inicjałami F. M. wiedziałem już wtedy, iż mam zaszczyt korespondować z panem Fryderykiem Müller, kasjerem barona, Worms i nie mało krwi sobie napsułem widząc z pańskiej strony tak mało przezorności w zachowywaniu „incognito.“
— W jakim celu przychodzisz pan dziś do mnie?
— Ażeby porozmawiać.
— Cóż pan mi masz do powiedzenia? Służyłeś mi pan, ja ci zapłaciłem, skwitowaliśmy się nawzajem.
— Nie dosyć na tem. W pomienionej okoliczności musimy przeprowadzić dyskusję. Ja pana uważani jako mojego dłużnika i mam nadzieję że w ciągu pięciu minut pan przyznasz mi słuszność w tym względzie.
Müller potrząsnął głową przecząco.
— Płacę, com winien, odpowiedział; nigdy więcej.