Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/176

Ta strona została przepisana.

jesteś i głupcem.
Przybyły wstawszy, ukłonił się komicznie i odrzekł:
— Dzięki za komplement, panie kasjerze. Wszystko to bardzo piękne, ale błąkamy się w manowcach. W ów wieczór popełnionego morderstwa, od jedenastej do godziny pierwszej po północy, znajdowałem się w ogrodzie, od którego klucz mi dałeś. Jakaś dziwna myśl przyszła mi do głowy. Postanowiłem jako amator prowadzić dalej śledztwo rozpoczęte przez ciebie. Zachciało mi się widzieć naocznie wyjazd dwojga rozkochanych. Widziałem jak odjeżdżali pozostawiwszy za sobą otwartą bramę. Wiedziony ciekawością a może i myślą jakiego zysku, wemknąlem się do pałacu. Widziałem jak palce ci drżały gdyś kreślił wyrazy w liście bezimiennym, jaki później znaleziono w ręku zmarłego. Widziałem wchodzącego barona Worms. Widziałem... Mamże dokończyć co potem widziałem?
— Nie! wykrzyknął Müller, przytłumionym głosem. Milcz! milcz!
— Wszystko to zapisałem sobie w najdrobniejszych szczegółach w przewidywaniu iż gdyby mnie spotkał jaki wypadek, sędzia Boulleau-Duvernet odebrałby nazajutrz nader pewną drogą, ów mały dokument. No! jakże teraz, przyjmujesz mą propozycję?
— Tak.
— Dasz mi sto tysięcy franków?
— Dam, lecz pod warunkiem.
— Pod jakim?
— Że otrzymawszy te pieniądze wyjedziesz na trzy miesiące z Paryża.