— Lecz będę mógł później powrócić?
— Tak, bo w ciągu tych trzech miesiący zrobię co mi pozostaje do zrobienia.
— Zgadzam się i czekam na pieniądze.
— Mniemam iż sądzisz mnie być tyle przezornym, iż banknotów jakie policja odkryć by mogła, nie trzymam u siebie. Są one umieszczone w pewnem miejscu. Dziś w nocy wydostać ich nie mogę, wszak jeśli podejrzywasz że cię chcę oszukać, pozostań u mnie, a jutro równo z dnia brzaskiem zapłacę ci za twoje milczenie.
— Nie! wypłacisz mi je natychmiast! zawołał przybyły innym zupełnie głosem, który nie był dźwiękiem mowy Picoleta. Musisz zapłacić, za oddaną sobie przysługę!
To mówiąc, zerwał perukę z wypomadowanemu na skroniach puklami, odrzucił przyprawione wąsy i zamiast cynicznej twarzy Stanisława Picolet, Müller ujrzał przed sobą szydercze oblicze Jobin’a.
— Fryderyku Müller, aresztuję cię w imieniu prawa! mówił agent dalej. Oto wydane mi ku temu upoważnienie! Bez oporu więc, zapowiadam! Wiesz że jestem uzbrojony. Komisarz policji oczekuje we fiakrze, przed bramą z dwoma silnymi agentami. Poddaj się więc, radzę!
Kasjer wydał okrzyk wściekłości, jak dzikie zwierzę nagle w zasadzkę schwytane, szukał wzrokiem wyjścia nie znajdując go wcale.
Jobin spokojny, uśmiechnięty, bawił się rewolwerem.
Po upływie sekundy i Müller się uspokoił.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/177
Ta strona została przepisana.