Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/178

Ta strona została przepisana.

— Poddaję się, rzekł głucho.
— Najlepiej uczynisz.
Agent zbliżywszy do ust świstawkę, wydał z niej dźwięk ostry.
— Powiadamiam, rzekł, komisarza i moich kolegów, że sprawa ukończona. Wejdą tu. Bądź spokojny, mają oni klucz od twojej służącej.
Słychać było otwierające się drzwi od ulicy.
Fryderyk Müller wybuchnął dzikim śmiechem, a włożywszy rękę do kieszeni, wyjął z niej rewolwer i w mgnieniu oka wystrzelił trzykrotnie w Jobin’a.
Agent padł jak masa bezwładna na podłogę.
Zabójca wywrócił lampę, zapanowała głęboka ciemość w pokoju pełnym krwi.

XVII.

Policja naprzód przewiduje wszystko. Komisarz i agenci zaopatrzyli się w małą zakrytą latarnię, jaką otworzyli wchodząc do domu. Trzy strzały rewolwerowe rozległszy się w milczeniu nocy, powiadomiły o jakiejś ponurej tragedji rozgrywającej się na pierwszem piętrze.
Przebiegłszy szybko schody, weszli do pokoju gdzie odbyła się scena wyż przez nas opowiedziana.
Jobin leżał rozciągnięty na podłodze pośród kałuży krwi, jakiej upływ zwiększał się z każdą chwilą. Był on przedmiotem jaki naprzód wpadł wchodzącym przed oczy.
Nieszczęśliwy agent nie dawał znaku życia. Jeden z policjantów podniósł go, chcąc obejrzeć rany.
— Natychmiast się nim zajmiemy, wyrzekł komisarz,