Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/179

Ta strona została przepisana.

przedewszystkiem jednak trzeba nam szukać i odnaleść mordercę.
Sypialnia nie zawierała najmniejszego zakąta, żadnej kryjówki, w której Fryderyk Müller mógłby się po nowej swej zbrodni.
Przeszukano dwa inne pokoje; były prawie próżne, zaledwie cośkolwiek umeblowane.
Jedno z okien, dostrzegli szeroko otwarłem a to okno wychodziło na ogródek.
— On tędy uciekł, rzekł jeden z policjantów. Piętro jest dość wysokie i być może że ów łotr połamał nogi w upadku.
Nie tracąc czasu, zeszli wszyscy na dół.
Deszcz od kilku dni wciąż padał. Głębokie ślady obcasów dostrzedz się dawały w rozmiękłej ziemi ogródka. Takież same ślady prowadziły do nieco wzniesionego muru, wychodzącego na drogę. Kilka kamieni obrosłych bluszczem leżało pod murem i dla człowieka lekkiego, z silnem postanowieniem, przeskoczyć go było igraszką.
— Uciekł nam ten łotr! zawołał komisarz. Piękna wyprawa zaiste.
— Ba! odrzekł jeden z agentów, da się to wszystko powetować. Gdyby spróbował dziś w nocy wyjechać z Paryża, jutro go schwytają. Wszystkie oddziały żandarmerji odbiorą nakaz depeszami, a zabójca ten jest łatwym do rozpoznania. Nie odważy się jechać drogą żelazną, upewniam. Zbyt jest przezornym aby wpadł w wagon, jak w zastawioną pułapkę. Nie to mnie jednak niepokoi.