się pewnemu staremu szlachcicowi francuskiemu, któremu historja jego mniemanej rodziny była dobrze znana a przez jakiego został nader życzliwie przyjętym w przekonaniu, że to był prawdziwy Croix-Dieu, powracający z obczyzny.
Przy protekcji tego szlachcica, podwoje wszystkich domów arystokratycznych do jakich wejść podobało się Loc-Earnowi, przed nim się otwarły.
Przed upływem pół roku, baron stał się człowiekiem mody, wziętym, pożądanym, wydatkującym bez liczenia się z pieniędzmi, grającym grubo w karty, płacącym w ciągu dwudziestu czterech godzin swe długi przegrane i nie mającym żadnych wierzycieli.
Gdyby dziwiło kogoś, jak mógł prowadzić życie światowe, rozległe, ze skromnych dochodów, jakie mu przynosiły pieniądze, skradzione z kasy pana Worms, powiemy, że ów łotr zuchwały, miał obok tego i inne źródła, których tajemnicę wkrótce odsłonimy i że obok tego był pewien, iż rychlej czy później pochwyci w swe ręce miljony, jakiemi dopełni naruszony kapitał.
Lecz otóż doszliśmy do punktu, na którym zatrzymaliśmy się w pierwszej części naszego opowiadania, dla cofnięcia się w przeszłość głównej osobistości naszej powieści.
Czytelnicy zrozumieją teraz przerażenie owego Croix-Dieu po odebraniu listu bezimiennego podpisanego inicjałami: X. Y. Z, jaki jedynie Sariol mógł napisać.
Ów list, jak sobie przypominamy, powiadamiał:
„Jeden z twych dawnych przyjaciół, któremu szczęście nie sprzyjało w osiągnieniu tak świetnej, jak twoja
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/193
Ta strona została przepisana.