Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/200

Ta strona została przepisana.

a pragnąc zadowolnić swojego kuzyna, nie zaniedbał powtórzyć i togo epizodu, w którym San-Remo, objęty gorączką, ujrzał postać ukochanej, mówił jej o swej miłości, zaklinając, aby uniosła z twarzy zasłonę.
Na te wyrazy, Herminia uczuła dziwny ból, uciskający jej serce, nie zdając sobie sprawy z tego bolesnego wzruszenia.
— Zatem, szepnęła z pomimowolną goryczą, on kocha! i będąc tak bliskim śmierci zwraca ostatnią myśl swoją ku tej nieznajomej! Poczem usiłując zapanować nad sobą, dodała. O! ta, którą on wielbi, musi go bardzo kochać nawzajem. Jest on tak szlachetnym, pięknym, odważnym. Któżby nie ubóstwiał takiego człowieka? Uwielbia go ta kobieta, jestem tego pewną. Biedna! ileż musi cierpieć wiedząc, że został ranionym, że jest umierającym! Żałuję ją z całej duszy. Dla czego jednak przy nim jej nie ma? Wszakże jej miejsce jest przy łożu tego konającego.
Trejan ciągnąc dalej opowiadanie, doszedł do miejsca, w którem doktór przepowiadał pomyślny obrót cierpienia i nie tracąc nadziei, ufał w możność uzdrowienia chorego.
— Ach! wyszepnął pan de Grandlieu, nie próżno zawołałem: „Dzięki Wszechmocnemu.“ Ważny fakt jak widzę spełnił się od wczoraj, ponieważ kryzys, jaki śmierć zwykle sprowadza, przynosi nam dziś nadzieję. Dzięki ci, drogi kuzynie, po tysiąc razy dzięki za tak pocieszającą wiadomość. Wracaj do tego zacnego chłopca, który zasługuje ażeby go kochano. Pójdę uspokoić biedną Herminię, której nerwowe wzruszenie zatrwożyło