— Nie, nigdy! ruch powozu byłby zabójczym dla niego. Potrzebujemy noszów, materaców i dwóch ludzi.
— Wszystko to znajdzie się w Vincennes, rzekł żywo Jerzy. Wsiądę w powóz biednego Andrzeja i jadę natychmiast.
— A ja, jeśli pan wicehrabia pozwoli, dodał Croix-Dieu, wyjmę poduszki z jego landa aby z nich utworzyć prowizoryczne posianie dla ranionego.
— Czy pozwolę? zawołał wicehrabia. Ach! dziękuję ci, panie baronie, żeś pomyślał o tem.
Tréjan przybył z dwoma silnymi wieśniakami, zaopatrzonymi w nosze, używane do przenoszenia chorych do szpitala, podczas niejednokrotnie zdarzających się wypadków na ulicy. Położywszy na nich wciąż bezprzytomnego młodzieńca, nakryto go płótnem, zawieszonem na drążkach, dla ukrycia przed wzrokiem ciekawych.
Pan de Grandlieu, Jerzy, baron i chirurg, nie chcieli wsiąść do powozów, szli pieszo za niosącymi zranionego, upominając wieśniaków, by unikali wszelkich wstrząśnień mogących zaszkodzić choremu. Od czasu do czasu chirurg zatrzymywał niosących, zaglądając pod płótno dla przekonania się, czy chory oddycha jeszcze.
Potrzeba było dwie godziny czasu na przejście z Winceńskiego lasku do pałacyku Andrzeja przy ulicy Boulogne.
Podróż ta nie pogorszyła cierpień chorego. Położono go na łóżku, z ciągle zamkniętemi oczyma. Jego przejrzysto blade oblicze sprawiało wrażenie maski, na wo-
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/30
Ta strona została przepisana.