— Dlaczego?
— Ponieważ chirurg, w chwili gdym odjeżdżał, niestracił zupełnie nadziei ocalenia go, lecz i nie upewniał.
Wspominaliśmy, że Herminja była bladą. Na te wyrazy zbladła jeszcze bardziej. Pokonywając jednak z bohaterską siłą swą trwogę:
— Pójdźmy, odpowiedziała, opowiesz mi wszystko, co zaszło, nic nie ukrywając.
Weszli oboje razem do salonu; pan de Grandlieu opowiedział jej żądane szczegóły, kończąc temi słowy:
— Widzisz, drogie dziecię, markiz przypłacić może, życiem swój czyn nierozważny; dał jednak dowód niezaprzeczony swego wzniosłego serca, i szlachetnego, charakteru. To piękne życie zgaśnie w samem rozwiciu i ja będę temu przyczyną! Osądź ile cierpieć muszę! Jak ciężka mnie boleść rozdziera!
— Ach! wyszepnęła Herminja, pojmuję to wszystko, rozumiem!
— Zaledwie poznałem tego młodzieńca, mówił wicehrabia, gdyż jeden, jedyny raz tylko widziałem go, jak sobie przypominasz, w pracowni naszego kuzyna Tréjana. Podobał mi się, mówiłem nawet ci o tem. I teraz, gdy śmierć mu grozi, śmierć, poniesiona w mojej obronie, czuję, jak gdyby jakieś tajemnicze węzły ściśle nas z sobą wiązały. Zdaje mi się, jak gdybym go znał od dawna i kochał gorąco, szczerze! Pojmujesz-że to Herminjo?
— W zupełności pojmuję, szepnęła młoda kobieta.
— Wracam natychmiast do niego, rzekł pan de Grandlieu, po chwili milczenia.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/33
Ta strona została przepisana.