Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/35

Ta strona została przepisana.

Przed dwudziestu dwoma laty spoczywał on na piersiach umierającej jej matki pani de Randal i pan de Grandlieu chcąc tę pamiątkę zachować dla sieroty, otrzymał go od księdza, przybyłego na ówczas do mieszkania pani Angot, dla udzielenia ostatniego namaszczenia Klotyldzie.
Herminja uklękła, a całując krucyfiks, jak niegdyś to uczyniła jej matka, wyszepnęła cicho:
— Boże Wszechmocny! Boże dobry! Boże sprawiedliwy! ocal życie temu szlachetnemu młodzieńcowi, który je naraził w obronie starca! Co by uczynił syn dla ojca, on to uczynił dla człowieka, który mnie wychował! Pozwól mu żyć, o Boże! Jest on mi bratem. Kocham go, kocham!

V.

Ze smutnem w duszy przeczuciem, jechał pan de Grandlieu z przedmieścia św. Honorjusza do pałacyku przy ulicy de Boulogne.
Chirurg, baron i Jerzy Tréjan, nie odstępowali ani na chwilę chorego.
Gdy wicehrabia wszedł do pokoju, Croix-Dieu znajdował się przy łóżku Andrzeja. Jerzy i chirurg rozmawiali cicho, stojąc przy oknie, a ich wyraz twarzy nie zwiastował nic pocieszającego.
Pan de Grandlieu nie odważył się nawet zadać zapytania.
— Niestety! panie wicehrabio, szepnął mu chirurg do ucha, nic pomyślnego. Powikłania, jakie przewidywałem, nadchodzą, objawiają się najniebezpieczniejsze symptomaty.