— Kto wie? Może znajdziesz rywali.
— Bywali? Żartuję sobie z tego! Wyzwę ich, stanę do pojedynku i obetnę ręce lub nogi. Bić się o Dinę. Ach jakież to szczęście!
— Czy wiesz jej adres?
— Wiem, od wczoraj. Domyślasz się zapewne żem ją śledził po widowisku. Mieszka przy ulicy de Marais-Saint-Martin.
— Piękna część miasta, nie ma co mówić! Rozmawiałeś z nią?
— Niepodobna było. Miała przy sobie jakąś starą kobietę. Zapewne to jej ciotka. Zresztą trzech nas biegło za nią. Gdyby nas było nawet dwunastu, nie troszczyłbym się oto. Niechnoby się który poważył stanąć pomiędzy mną i Diną, nauczyłbym go. Przeszedłszy całą ulicę des Marais, dobrze zauważyłem ów dom. Rozmawiałem także z odźwiernym teatralnym Dowiedziałem się wiele. Dinah jest uczciwą, ale ubogą. Mówię ci, że to jest anioł! Zobaczę ją dziś wieczorem. Ale co ci jest, baronie? pytał Oktawiusz wpatrując się w stojącego przed sobą pana de Croix-Dieu.
Baron w rzeczy samej zmarszczył brwi z niezadowoleniem.
— Co mi jest? odrzekł, lepiej nie pytaj mnie o to.
— Lecz powiedz, proszę.
— Martwi mnie to, o czem opowiadasz.
— Dlaczego?
— Ty, Oktawiusz Gavard, na takiem stanowisku, tak znany, chcesz zostać jednym z tych śmiesznych z jakich cały świat szydzi bezustannie?
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/42
Ta strona została przepisana.