nierzy, dla strzeżenia wyjścia. Przed wejściem do pałacu wystał dwóch posłańców, mianowicie jednego do sądu, z powiadomieniem o popełnionej zbrodni, żądając przysłania urzędnika i sędziego śledczego, drugiego zaś do naczelnika policji, prosząc o nadesłanie sobie najzręczniejszych agentów.
Czekając na przybycie tych urzędników, którzy obowiązani byli rozwinąć najściślejsze śledztwo, obejrzał starannie z zewnątrz i wewnątrz położenie pałacu, czuwając, ażeby wszystko pozostało w miejscu nienaruszonem, tak, jak było w chwili wykrycia zbrodni.
— Czy istnieje jeszcze jakie inne wyjście prócz tego tutaj? pytał odźwiernego.
— Z tej strony, nie panie, lecz po za pałacem jest ogród a w murze ogrodu mała furtka.
Dwóch żołnierzy umieszczono przy głównem wyjściu, a dwóch innych przy furtce ogrodowej.
— O której godzinie przybywają urzędnicy do biura bankowego? pytał komisarz.
— Na kilka minut przed dziewiątą, odrzekł odźwierny.
— Dozwól wejść tym panom, poznawszy ich dobrze, nikt jednak niech nie wychodzi z pałacu pod żadnym pozorem, bez mego specjalnego upoważnienia. Kto pierwszy spostrzegł trupa pana de Worms?
— Ja, odrzekł woźny.
— Jak się nazywasz?
— Jan Lépaul.
— Jakie obowiązki pełnisz w tym domu?
— Sypiam w biurze i porządkuję te sale co rano. W dzień biegam za posyłkami.
Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/50
Ta strona została przepisana.